rodzice charlotte mieszkali na miejscu, na obrzeżach paryża, także zamiast dzwonić, po prostu składali jej niezapowiedziane wizyty albo zapraszali ją do siebie i namawiali, żeby została na weekend, czy coś. zazwyczaj niezbyt jej się to uśmiechało, bo mama zadawała podobne pytania do tych zadawanych przez mamę thomasa. pani rieux nie mogła przeżyć tego, że dzieci jej sióstr były już po ślubach, a niektóre spodziewały się dzieci, a lottie nie była nawet w związku. cóż, co kto lubi. jej związek nie był potrzebny do szczęścia. poza tym, bała się, że nie poświęcałaby partnerowi wystarczająco dużo czasu. no i nigdy nie była w poważnym związku i szczerze mówiąc - kompletnie nie widziała się w tej roli. upiła kolejny łyk herbaty i zerknęła na zbliżającego się thomasa. przez chwilę biła się z myślami, ale ostatecznie uznała, że nie wygląda na terrorystę ani innego niebezpiecznego psychopatę.
- cześć, możesz siadać. dopijam herbatę i zaraz lecę - uśmiechnęła się nieśmiało, unosząc kubek do ust, jakby na potwierdzenie swoich słów. zdjęła szalik z fotela, żeby thomas mógł usiąść i mimowolnie zmierzyła go wzrokiem. sytuacja była naprawdę niezręczna, ale wydawało jej się, że postąpiła w porządku i nie weźmie jej za dziwadło.